Parodia Don Kichota


Za górami, za lasami żył sobie zwyczajny chłopak o imieniu Mściwój. Pewnej nocy śniło mu się, że w poprzednim wcieleniu był rycerzem. Gdy Mściwój się obudził wydawało się , że wszystko wróciło do normy. Jednak jakież było zdziwienie rodziców, gdy wszedł do kuchni. Okazało się , że Mściwój postanowił spróbować uroków życia rycerza.
-Dzień dobry rodzinko!- zawołał, rzucając na stół świeżo upolowanego psa sąsiada - Oto potwór, który co noc wył zajadle, teraz zgładzony nie ośmieli się wydać z siebie dźwięku!
Przerażona matka natychmiast zemdlała, za to ojciec wbiegł do pokoju syna w poszukiwaniu dopalaczy.
W tym samym czasie mężny Mściwój przeszukiwał półki. Już po chwili owinięty w folię aluminiową lśnił niczym zbroja legendarnego Rolanda.
Jego 2-letni brat wchodząc do kuchni wpadł w euforię.
-WOW ! Nie wiedziałem, że mój brat jest superbohaterem!- powiedział mały braciszek. - Ja też tak chcę!
Mściwój bez chwili namysłu wyznaczył go na swojego giermka i nakazał, aby przygotował mu wierzchowca, gdyż wyrusza w drogę. Jego polecenie zostało godnie spełnione. Już chwilę później u jego nóg stał niedawno używany chodzik brata.
Mściwój od zawsze kochał się w jednej z koleżanek z klasy– Zdzisławie. To właśnie dla niej przebył ten szmat drogi rytmicznie przerabiając nogami na swej bryce.
Gdy dotarł do szkoły, stanął naprzeciw swojej wybranki, nie zwracając uwagi na zdziwienie uczniów oraz personelu szkolnego.
- Droga Zdzisławo! Ślubuję wszędzie lubość czynić, jeno ty panno najmilejsza ma!- krzyknął zakochany Mściwój.
-Nie wiem co ćpałeś ziomek, ale daj bucha! - zaśmiała się jego dama serca.

Mściwój nie rozumiejąc jej języka uważał to, co powiedziała za akceptację jego zalotów.
Stojąc tam, rad osiągniętego celu, zauważył, że na korytarzu zapadła cisza i pojawiły się trzy postacie.
- Dzień dobry! Policja , wydział do walki z przestępczością narkotykową — Usłyszeli zakochani w pustym już korytarzu.
- O matko! Psy! To po mnie! - krzyknęła przerażona Zdzisława.
Psy ? Przebrzydła rasa– pomyślał dzielny Mściwój. Będąc zachęcony udanym polowaniem na tego typu potwora postanowił się z nimi rozprawić raz na zawsze.
Ruszył w stronę tych znienawidzonych stworów, które chcą zrobić krzywdę jego ukochanej. Trzej panowie, świadomi swojego niebezpieczeństwa, natychmiast się z nimi rozprawili.
Mścisław i Zdzisława przebyli drogę do aresztu w błogiej ciszy, wpatrując się w zachodzące słońce.

Autor parodii: Karolina Feret klasa 1 bt
Opracowała: Natalia Wróbel  kl 1bt  

1 komentarz:

  1. Dziękując za wizytę Moniki P. na mojej stronie, chciałbym serdecznie pozdrowić redakcję szkolnej gazetki. Po przejrzeniu postów i wszystkich zakładek - jako b. nauczyciel - stwierdzam, że strona została wykonana profesjonalnie, a posty są b. ciekawe. Tak trzymać. ;)
    Pozdrawiam
    Andrzej Rawicz (Anzai)

    OdpowiedzUsuń